jednak po pierwszej "przejażdżce" po figach miałam ogromne wyrzuty sumienia. Wiele lat temu, przed pierwszym wyjazdem do Prowansji, nigdy wcześniej nie jadłam, ba!, nawet nie widziałam na własne oczy świeżych fig, więc moją pierwszą reakcją było wyzbieranie wszystkich nienaruszonych owoców i rozpaczanie nad tymi, które padły ofiarą naszego auta. Słodki, miodowy smak zjadanych łapczywie fig to pierwsze i najsilniejsze
KUCHARNIAWczoraj pisaliśmy list do Mikołaja. Właściwie to M. pisał, a ja pomagałam tylko z trudniejszymi literkami. Rumieńce na twarzy, rozświetlone marzeniami oczy i poważny wyraz zamyślenia, czy aby na pewno list dotrze na czas. To pierwszy list M. w wersji słownej, a nie obrazkowej jak dotychczas. Te wspólne chwile przy stole sprawiły mi ogromną radość. Zapisałam w głowie każdy gest
KUCHARNIArazem. Ba! Świata poza sobą nie widzą, bo chęci rozpala energia, którą muszę spożytkować. I wtedy wiem, że pora najwyższa skonsumować ten związek, a policja-intuicja świeci w oczy zielonym światłem na drodze w kierunku kuchni. Tak było i tym razem. Zobaczyłam przepis i wiedziałam, że chcę to za mało. Ja muszę go zrobić! Chęć na czekoladę mam zawsze
KUCHARNIAbezową krynoliną. Iście karnawałowa kreacja, bo to bardzo karnawałowy deser! Wszyscy, którzy go próbowali zgodnie stwierdzili, że jest "boski", czego najlepszym dowodem były rozanielone miny, przymknięte z rozkoszy oczy, pomruki szczęścia i ukradkowe wylizywanie talerzyków (ale o tym cicho sza!;) Basiu! Choć mówiłam Ci już kilkakrotnie, powtórzę, by wszyscy słyszeli: ogromnie dziękuję za wyszperanie tego przepisu i cudowną, wspólną sobotę
KUCHARNIAjuż tylko dać się ponieść rozkoszy i rozpływać ze szczęścia. Lubię ten stan uniesienia, gdy zmysły dryfują wysoko i unosząc mnie z ziemi kołyszą na falach błogiego rozanielenia. Zamykam oczy i daję się ponieść tej fali. Czasami płyniemy w ciszy, innym razem kołyszą nas spokojne dźwięki muzyki. Takt za taktem zrzucam kolejny balast - spadają na ziemię ciężkie ładunki obowiązków
KUCHARNIAktórymi cudownie przyprawiony jest każdy dzień. I piętrzący się stos książek, które wciąż czekają na swój czas. Ale on po paru znanych już na pamięć linijkach sam zamyka oczy i wysuwa książkę z sennie opadających na kołdrę rąk. Cudowne beztroskie życie w "bezczasie". Pozbawione baterii zegary zatrzymały się w porach tak różnych, że czas odmierza jedynie poranne pragnienie
KUCHARNIAwyobraźnię i pozwala kiełkować kolejnym pomysłom. Co z nich powstało? Zobaczcie. Z nadzieją zapraszamy na nasze spotkanie z zielonym groszkiem . Nadzieja. Budzi się ze mną, gdy tylko otwieram oczy. Rozglądam się wokół. Witam z pierwszym promieniem słońca. Wsłuchuję w rytm porannego grania deszczu. Odgaduję kształt pędzącej chmury. I próbuję zrozumieć o czym szepcą głaskane wiatrem
KUCHARNIAjednym z takich mistrzów. Nie ukrywał, że lubi poruszać się w "wielkim świecie". Jego najpiękniejsze wspomnienie zawodowe dotyczyło jednak przyjęcia znacznie niższego rzędu. Gdy opowiadał o tej kolacji, oczy mu błyszczały, a na policzkach ukazał się nawet lekki rumieniec. Bo oto owego pamiętnego dnia udało mu się niemal zbliżyć do ideału. Zastawa i dekoracja stołu idealnie harmonizowały z wnętrzem
KUCHARNIAŁagodzą i uspokajają. Brzdęk sztućców. Stukot talerzy. Akompaniament szkła i rytmiczna perkusja stóp drepczących wokół stołu. A wszystko w oczekiwaniu na wielki finał. Ucztę na cztery zmysły. Oczy widzą już wszystko. Zapach rozgrzewa i kusi. Teraz pierwsze skrzypce gra smak. Kawałek po kawałku, jak strony książki, przyprawy i dodatki łączą się w opowieść. Od pierwszej łzy
KUCHARNIAPłaczę głośno i głośno się śmieję. Podnoszę jabłko do ust. Jak to możliwe, że pachnie tak samo, jak wtedy, gdy wrzucałam je do fartuszka Prababci. Zamykam oczy. Serce bije jeszcze mocniej - zaraz poczuję jego smak. I płaczę i śmieję się jeszcze głośniej. Zupełnie jak mała dziewczynka. Ten smak się nie zmienił i zabrał mnie na łąkę. Stoję
KUCHARNIAsię też nasze słowa. Nie były miłe. Były ponure, ciężkie i bolały tak samo jak kule gradu... Uciekając od słów spotkałam strach. Taki, który ma wielkie oczy, bo widzi coś czego nie można powstrzymać. A to dzieje się zaraz obok. Pisk opon, zgrzyt stali, krzyk, bicie serca, nie jednego, wielu... Przyspieszam kroku. Chcę uciec
KUCHARNIAlata i ostatnich jesiennych uśmiechów słońca. Zastanawialiście się kiedyś nad tym, że zasuszone liście są jak zastygnięty karmel? Nawet krusząc się wydają podobny dźwięk. Lubię wtedy zamknąć oczy i wsłuchać się w ten głos. I zawsze, niezmiennie marzę, by móc kiedyś odczytać tą tajemnicę. Ale to nie jest proste. Próbuję się dowiedzieć za każdym razem, gdy biorę
KUCHARNIAchciałabym być nazywana kiedy przyjdzie pora. Prawdę mówiąc nigdy się nad tym nie zastanawiałam, nie wybiegam myślami aż tak daleko do przodu, a może jednak powinnam? Zamykam więc teraz oczy i widzę siebie siedzącą na tarasie domku w Prowansji (albo Toskanii - prawdę mówiąc nie ma to znaczenia). Nie robię jednak szalików na drutach (choć umiem i lubię), ale czytam kolejną
KUCHARNIAjego ulubione smaki, dorzucam szczyptę niespodzianki, odrobinę zaskoczenia. Wysyłam. Z koperty białego talerza unosi się zapach. Widzę jak Adresat pochyla nad nim głowę i zamyka oczy. Wiem, że właśnie zaczął czytać mój list. Najpierw aromat - subtelny, wciągający wstęp, od którego nie można się już uwolnić. Linijka za linijką, kartka za kartką pochłania kolejne smaki
KUCHARNIAzastanawiamy, że całe nasze życie otacza pajęczyna pytań. Nitki, na których balansujemy wijąc się w sieci. Czasem wychodzimy obronną ręką, a czasem zaplątujemy się na dobre. Otwieramy oczy i zaczyna się codzienny teleturniej. Zaliczamy kategorię za kategorią. Retoryczne idą nam najłatwiej. Znane i oklepane, które często sami sobie zadajemy od lat, nie budzą żadnych trudności. Przechodzimy
KUCHARNIA