dają" powiedział. Trudno nie przyznać mu racji. Niestety dla mnie opcja leżak na tarasie była dziś niedostępna. Dlatego teraz panują: -piżamowa bluzka -oryginalna chińska herbata, którą dostałam dziś w pracy (ulung- co za aromat!) -słuchawki na uszach i cudowne basy xx (to autentyczny masaż dźwiękiem) -blogowanie i szukanie przepisów. Tylko słońca już brak. Jeśli jutro będzie, kto da się skusić
les mirabellesstan najlepiej zawinąć się w kocyk i nawet nie próbować nic osiągnąć. Niestety na takie luksusy nie ma czasu. Moment refleksji tylko na czerwonym świetle, w drodze z jednej pracy do drugiej. To może chociaż ciastko do schrupania? Jakiś czas temu, przy okazji bzowych skonsów , pisałam że Anglicy to się znają. Im bardziej w jesień tym częściej do mnie
les mirabellesnią, nie wiadomo czy całe. A na deser nasz kompostownik. Tutaj wystarczy zdjęcie: Tak dla przypomnienia, tak ładnie wyglądało wszystko jeszcze kilka dni temu:/ Potem poniedziałek. Zapomniałam kluczy do pracy i pipkacza na parking. W połowie dnia dostałam smsa od sąsiadki, że znalazła moją kartę bankową na ulicy (podziękowałam piękną gwiazdą betlejemską- ale by było jakby znalazł ją ktoś niepowołany
les mirabellesjuż rok. Im bardziej się zastanawiam tym bardziej myślę, że wybrałam najgorszy moment na zaczęcie blogowania. Totalna bezczynność i stagnacja. Nie dzieje się nic, pracy w pip, nie ma komu do bloga usiąść. Ale stało się- jak się nie myśli to potem trzeba ponosić konsekwencje. W ten statyczny czas chyba nie pozostaje mi nic innego jak podsumować i napisać
les mirabelleswrocławskiego Psiego Pola)- żeby chociaż poczuć smak Tłustego Czwartku. Nie żebym była jakąś wielką fanką pączków- zdecydowanie wolę np. czekoladę, ale przecież dzisiejszy dzień zobowiązuje. A dziś w pracy dostałam takie oto kwiatki. Pan pewnie nie był świadomy, że jednym z moich przezwisk jest Pączek- ale było fajnie być dziś Pączkiem i dostać bukiecik
les mirabellesciepło, ale ja zdecydowanie wolę go na zimno. Włożyłam go do miseczek, posypałam grubą warstwą drobno posiekanych fig (kocham mój mikser...) i przykryłam, żeby zbytnio nie wysechł. Qbek do pracy dostał wersję de luxe- na jednej połowie figi, na drugiej kakao z cukrem palmowym, przedzielone pekanami. Pożywne, dające wiele radości i gwarantujące relaks żołądka. Polecam:) A to kilka wycinków
les mirabellesjeszcze ciepły, więc zaparował trochę obiektyw:) Muffiny można zjeść na ciepło, ale boczek jest najbardziej wyczuwalny w przestudzonych. Taki boczkowy muffin świetnie nada się jako drugie śniadanie w pracy, dodatek do lekkiej zupy albo baza do mini kanapki (przekrojony na pół, z plasterkiem pomidora i sera prezentuje się bardzo atrakcyjnie). Mini głogowe kwiatuszki powoli zaczynają kwitnąć. Długo szukałam głogu
les mirabellesjadalne... prawie) rośliny, tak żeby umilały czas spędzony w poziomie. Dlatego powstały małe grządki z pachnącymi roślinami jednorocznymi- werbeną, goździkami i szałwią omszoną. Towarzyszy im komarzyca. Jedziemy działać. Inspekcja pracy. Do hamaka dociera też aromat róż- właśnie zaczęły kwitnąć, mam już pierwszy worek:) A to nasz ogrodowy mutant- skrzyżowało nam różę pomarszczoną z dziką różą. Nie jest specjalnie dekoracyjna
les mirabellesdrożdżówka idealnie harmonizowała ze słodyczą konfitury różanej. Niebo w gębie! W ogrodzie towarzyszą nam teraz piękne zapachy- róża portlandzka i słodko, lipowo pachnąca iglicznia. Po takiej uczcie zajęliśmy się pracą- trzeba było dokończyć przycinanie trawska, posadzić jeszcze jedną komarzycę, skrócić niektóre gałązki. Ale wiedzieliśmy, że wieczorem czeka nas uczta- ognisko i kolejne testowanie marketowych produktów. Tym razem na tapetę poszedł
les mirabellesSkończył się czerwiec i skończyły się trochę szaleństwa z pracą. Wprawdzie wciąż nie mam wakacji, ale jest znacznie luźniej, co mam nadzieję będzie widać po aktywności w ogrodzie i na blogu. Z jednej strony ilość i intensywność przeżyć spowodowała, że wydaje mi się, że czerwiec trwał jakieś trzy miesiące, z drugiej nawet nie zauważyłam, kiedy truskawki ustąpiły miejsca malinom
les mirabellessałaty lodowej, skropione sosem z octu balsamicznego. Mnie kombinacja smaków wprawiła w zachwyt, dodatkowo cała potrawa wygląda niesamowicie dekoracyjnie. Recenzja konQbka była entuzjastyczna, nawet po wyjątkowo ciężkim dniu w pracy;) Obiad podałam z wodą z ogórkiem, limonką i miętą pieprzową. Bardzo orzeźwiające! A do obiadu dobra lektura
les mirabellesnajsuchszych zakątkach, zarastający bujną, podeszczową trawą. W nagrodę za opiekę podzielił się cukiniami, z którymi mama przygotowała swoje popisowe leczo. A kiedy wróciliśmy zaskoczył nas ilością czekającej w nim pracy- koniec wakacji! Takie widoki przywitały mnie po tygodniowej nieobecności: Mirabelki jeszcze są! Róża pomarszczona nie kwitnie tak obficie jak rok temu, bo w związku z krótszymi wakacjami nie miałam czasu
les mirabelleswakacji wciąż czekały na nas gałązki obwieszone złotymi śliwkami. Mogę spokojnie planować wypieki i przetwory. Tylko nie mam pewności, czy na samym planowaniu się nie skończy, bo niestety praca zaczęła wrzeć jak tylko się zaczęła. W tym tygodniu uskuteczniłam dwa mirabelkowe eksperymenty- oto efekt pierwszego z nich. Mirabelka na wytrawnie. Tydzień temu les mirabelles bawiły się na weselnym garden party
les mirabellesostatnie maliny lata. Macam brzoskwinie, czy już choć trochę zmiękły, podglądam gruszki czy już można je jeść- i wracam do domu bo zimno, ciemno i następnego dnia trzeba do pracy. Z gotowaniem jest łatwiej, bo można się za nie brać w nocy. Ale dzisiejszy przepis można zrealizować bajecznie szybko, najlepiej tuż przed ostatnim wakacyjnym grillem. Nasze mirabelki
les mirabellesNasz weekend był trochę szalony- ale właściwie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Udało się wiele rzeczy, które ogólnie uznajemy za relaksujące. Była zupa cukiniowa, ciasto gruszkowe, praca w ogrodzie- trawa jest skoszona, niektóre grządki ogarnięte, orzechy i owoce róży zebrane. Obejrzeliśmy słaby film dla młodzieży, lepszy serial z Halle Berry, ja przypomniałam sobie nawet parę odcinków Felki. Dokończyliśmy halucynogenne zielonogórskie
les mirabelles