W zeszłym tygodniu, w ciągu jednej nocy z bardzo zimowej zimy z mrozem, śniegiem i oszronionymi szybami, przeszliśmy z powrotem do listopada, i to w jego najpaskudniejszym wydaniu. Wieje tak, że za Ptysią uszy powiewają niczym nieco przybrudzony welon, a ja co chwilę łapię się za pompon przy czapce, żeby sprawdzić, czy mi go jeszcze nie urwało. Pada, z niewielkimi przerwami, niemal całe noce, i zacina w szyby z takim impetem, że i Ptysia, i Pączusia śpią tylko pod kołdrą, przytulone do naszych nóg. Przy ob... czytaj dalej...