Przepis na : obiad
Z tymi najprawdziwszymi, leśnymi. Wczoraj wracaliśmy (powiedzmy) z centralnej Polski i przy trasie stały osoby, sprzedające jagody i grzyby. Jak tylko zobaczyłam słoik fioletowego dobra, od razu chciałam go mieć. Bo grzyby to tak w sumie średnio na jeża. Tola jeszcze jeść nie powinna, My fanem nie jest, ja mogę się spokojnie smakiem się obejść. Ale jagody? Biorę, biorę jak nic. Łuki kupił ponad 2 litry jagód. Jak tylko wsiadł do auta, zaczęłam kminić nad tym, co z nimi zrobię. Myślałam też dziś zaraz po przebudzen... czytaj dalej...