Kiedy byłam pierwszy raz w Portugalii nie jadłam jeszcze ryb i podchodziłam ze szczególnym sceptycyzmem do bacalau a tłustełki typu francesinha mi nie smakowały. Na szczęście jadłam owoce morza, bo inaczej bym padła z głodu. Przez tydzień żywiłam się arroz de marisco i cienkimi zupkami typu caldo verde, kawą bika, oliwkami, winem i pastéis de nata. W sumie nie było tak źle, ale kuchnia portugalska nie kojarzyła mi się z mistrzostwem świata. Teraz już wiem że ryby są pyszne a do tego Krakowski Makaroniarz wła... czytaj dalej...