I znów piszę o wydarzeniu zupełnie niekulinarnym, ale za to iście kulturalnym. A że jedzenie to też jej element, można "naciągnąć" i opisać to, co przeżyłam w miniony piątek.Piątek, 11. lipca. Pobudka o 3:40. Taaak, wycie budzika o tej porze to zdecydowanie nic przyjemnego i gdyby nie fakt, że przyjaciółka zamieniła się na ten moment w "budzenie na zamówienie", pewnie bym nie wstała.O 6:00 wyruszam jednak z poznańskiego dworca autobusowego. Kierunek Warszawa.Po czterech godzinach, wraz z dwójką znajomych, lo... czytaj dalej...