Zjadana litrami w lipcu w warszawskich mieszkaniach. Ze świeżym chlebem,grzankami, delikatnymi zupami, pastami rybnymi, makaronami czy kawiorem. Trochę zapomniana w sierpniu kiedy gdyńskie upały dawały się we znaki (podstawą żywienia stały się wtedy arbuzy i papierówki), a berliński wyjazd pokrzyżował żywieniowe "zdrowe"plany. Wypiekanie chleba w zimne wrześniowe poranki przypomniały mi o lipcowym porządnym i oszczędnym gotowaniu we flamingowej komunie. A może po prostu tęsknię za gdańską oliwą? To co - robimy ol... czytaj dalej...