Dawno już nie byłem na Węgrzech, a moja ostatnia tam wizyta trwała tylko pół dnia. Za to trafiłem (na piechotę) do Satoraljaujhely, co każdy miłośnik C.K. Dezerterów powinien docenić. ;) W prowincjonalnym węgierskim miasteczku można poczuć się jak w innym świecie: nikt cię nie zrozumie, a studiowanie napisów na witrynach w poszukiwaniu poczty, czy spożywczego ma taki sens, jak czytanie wikipedii po chińsku. No cóż, w końcu jednak udało mi się zjeść pyszny torcik w stuletniej cukierni, znaleźć ten spożywczak i poc... czytaj dalej...