Nie wiem jak to się stało, ale nigdy wcześniej nie robiłam koktajlu z porzeczek. Od tego roku to zmienię. Chociaż muszę przyznać, że córce nie posmakował. Głównie ze względu na pestki, a tych można się pozbyć. Ja jednak w koktajlu się zakochałam. Idealny na kolację czy drugie śniadanie. Zdecydowanie do powtórzenia i to nie raz. Składniki: 100 g czerwonych porzeczek 100 g jogurtu naturalnego 100 g mleka 1 - 2 łyżki cukru trzcinowego Wykonanie: Porzeczki odszypułk... czytaj dalej...
Właśnie sobie uświadomiłam, że koktajlu z czerwonych porzeczek też jeszcze nie robiłam - muszę to koniecznie nadrobić, bo kolor piękny i wyobrażam sobie, że smak też przypadł mi do gustu. Jeśli chodzi o pestki, to koktajle z owocami je zawierającymi zawsze przecieram przez sitko.
Przyznam się szczerze, że żadne koktajle i różne milkshakes nie robią na mnie wrażenia. I nie ma wcale znaczenia z jakimi byłyby owocami. Owoce zawsze lubię jeść prosto z durszlaka po umyciu, w całości, najlepiej gdyby były na krzaku, a ja tylko je sobie zrywam. Kocham za to te kolory, które powstają z takiej owocowo-mlecznej mieszanki. Są cudnie pastelowe. Ten "róż" w twojej butelce z moim uwielbianym zamknięciem, jak od staroświeckiej jeszcze w PRL-u "orenżadówki", jest prześliczny. Dla mnie kolor to od razu przed oczami "obraz". I dzisiejszy koktajl porzeczkowy to odcień idealny różowej tyciej spódniczki z wstążeczki uszytej w ostatnim tygodniu dla maleńkiej Misiaczki, o wielkości 5 cm. Od czasu do czasu zabawiam się w produkowanie/szycie takich malusich misiów, których zapasik zawsze noszę ze sobą w torbie i rozdaję zupełnie obcym małym dzieciom spotkanym tu i ówdzie. Czasami są ich buzie zapłakane z jakiegoś powodu i kiedy daję im takiego misia, widzę jak są zaskoczone, a potem powoli buzia się rozjaśnia i radość wita na twarzyczce. A dla mnie to największy prezent......hihihi..... Mamy czasami czują się głupio, bo jeszcze przed chwilą o coś wojowały z dzieciakiem, który się boczył albo kaprysił. Misie bywają różne: raz brązowe albo żółte lub popielate bądź beżowe. Kilka razy nawet zielone. Są z muszką na szyi lub z kokardeczką na uszku. A ostatnio wpadłam, że mogą być też misiowe -dziewczynki w spódniczkach i padło na różowe spódniczki. Mania misiowa zaczęła się kiedy moja córka robiła maturę i chciała jakąś maskotkę na szczęście, no i musiało to być tycie. I tak powstał pierwszy tyci miś z czarną muszką. Dziś szyję miśki dla zabawy, a córka od czasu tej matury zaczęła zbierać......o matko......miśki wszelkiego rodzaju i ma już pół szafy........hahaha.........
pzdr, Ursa.
p.s. właściwie te milkshakes to mi "podpadły" dlatego, że są w sieci "fast food" i najgorsze jest gdy ktoś zamawia....o rany....fryki, burgera i truskawkowy lub czekoladowy koktajl- słynne są takie sceny w filmach....brrrrr..... ale ja widzę to i tu na miejscu, na żywo, nie z ekranu tv.
p.s. Och ja wiem Karolino, że taki domowy to co innego, ale trudno mi się przekonać i już.