Potrzebowałem świeżych chrupiących bułeczek. Łaknąłem ich jak kania dżdżu (chociaż w zasadzie nie wiem czy kania faktycznie łaknie dżdżu, a jeśli tak, to dlaczego). Potrzebowałem, miałem nieodpartą chęć zjeść. Delektować się mięciutkim miąższem i chrupiącą, pękającą pod zębami skórką. A że zwykle spełniam swoje zachcianki, to i teraz nie mogło być inaczej. Chwilę pomyślałem co z czym zmieszać, w jakich proporcjach, jak i ile czasu piec żeby ze skórki wydobyć wszystko co najlepsze i miałem już gotowy przepis. A t... czytaj dalej...