Na szczęście Mąż widząc moją skwaszoną minę, zaproponował, że następnego dnia z rana zabierze mnie i Syncia na małą wycieczkę do portu. Tak też się stało. Zjedliśmy śniadanko. Wypiliśmy kawusię i mimo zachmurzonego nieba zapakowaliśmy się do Reńki. Krętymi, wąskimi dróżkami dotarliśmy do centrum tej małej wioski o przepięknej starej zabudowie. Zaparkowaliśmy auto przy głównej ulicy. Minęliśmy ciąg straganów pełnych nadbałtyckich pamiątek "made in China" i skierowaliśmy się wąskim zejściem w stronę morza. Do po... czytaj dalej...