Jakiś czas temu wypuściliśmy się z Madzią "na miasto". Dla nas to nie byle jakie wydarzenie, bo zwykle nie wyściubiamy nosa z naszego zadupowia. Ale akurat był jakiś dzień wolny od pracy więc mogliśmy zrobić zwiad po rewirze. Powłóczyliśmy się parę godzin po Starówce i głodni i spragnieni zakotwiczyliśmy w jakimś lokalu. Wchodzimy, rozglądamy się gdzie by tu usiąść, aż nagle zza pleców słyszę "Paweł, Paweł!". W sumie nie powinno mnie to dziwić, gdzie nie pójdę tam mnie znają. Nooo, teraz może już nie, ale kiedy... czytaj dalej...