Kilka dni po premierze gry „Wiedźmin – Dziki Gon” straciłam Najcierpliwszego. Znaczy fizycznie był. Był i zamieniał tlen na dwutlenek oraz spożywał. Więc żył. Nasze mieszkanie wypełniło się jękami mordowanych strzyg i zalotnymi pojękiwaniami rusałek oraz okazjonalnymi przekleństwami Najcierpliwszego. Pierwsze dwie „k*rwy” wywarły na mnie piorunujące wrażenie. Myślałam, że stracił swoje zdjęcia, że spalił mu się aparat albo wściekły pająk mieszkający za szafą odgryzł mu nogę! Wypadałam z sąsiedniego pokoju peł... czytaj dalej...