Grzybobranie to nasz największy "sport" narodowy. Pod koniec lata, gdy dnie nie są już tak upalne, ale noce wciąż wystarczająco ciepłe, my Polacy masowo ruszamy z wiklinowymi koszyczkami na grzyby. Spacerujemy po lasach po kilka godzin i jak zaczarowani wlepiamy swój wzrok w ściółkę leśną w nadziei, że dostrzeżemy w niej lśniące kapelusiki grzybów. Moi rodzice są zapalonymi grzybiarzami i rok rocznie zbierają ich kilkadziesiąt kilogramów. Część z nich suszą, część z kolei marynują (zawsze coś z ... czytaj dalej...