Mój pobyt w Stajni na Warszawskiej to trochę przypadek, trochę szczęścia, trochę splotów różnych okoliczności. Zacznę od tego, że choć wychowałam się na wsi i kontakt ze zwierzętami miałam codziennie, to od zawsze bałam się koni. Uwielbiałam na nie patrzeć, głaskać, podziwiać oczy, ale przerażała mnie ich masa i siła. Nigdy nie czułam potrzeby, żeby na nich jeździć. Mam kolegę z czasów szkoły średniej, z którym po 20 latach odnowił mi się kontakt. Miał trafić do kogoś innego, a wszedł do mojego biura.... czytaj dalej...