To był dla mnie powrót do smaków dzieciństwa i babcinej kuchni. Oj tak. Mój prywatny hit nad hitami, który kiedyś mogłam jeść non stop i to bez specjalnego namawiania. Fasolka po bretońsku. Ach, to był prawdziwy rarytas, a jedzenie było niemal rytuałem. Obowiązkowym dodatkiem był świeży, biały chlebek maczany w sosie i jedzony dopiero wtedy, gdy namiękł tak bardzo, że niemal zostawał w miseczce z fasolką. Nic dodać, nic ująć. Danie doskonałe, ale... Ale to było kiedyś. A teraz? Dawno fasolki w takiej postac... czytaj dalej...