Uwielbiam, gdy grudzień otula nas grubą kołdrą puszystego śniegu. Gdy wielkie płatki wirując, opadają na zaczerwienione nosy i policzki, gdy topią się na rzęsach. Gdy świat nagle zastyga w tej mroźnej ciszy, której my, ludzie, nie mamy czego przeciwstawić. W tym roku grudzień rozczarował mnie setnie. Po zaledwie trzech dniach zimy z prawdziwego zdarzenia, która jednak dotarła zaledwie do połowy półwyspu, wszystko stopniało, zamieniając się najpierw w brązowo-szarą breję, a później spłynęło brudnymi p... czytaj dalej...