"Sześć powodów by umrzeć" Marty Zaborowskiej wydawnictwa Czarna Owca to całkiem ciekawy kryminał.
Miriam znika w dniu swojej czwartej rocznicy ślubu. Pół roku później na terenie starej fabryki odnaleziono jej samochód, a w nim ciało kobiety częściowo spalone. Podczas wizyty w kostnicy mąż Mirian twierdzi, że to jego żona, a jej siostra twierdzi, że to nie ona... Wszystko mają potwierdzić wyniki DNA, tymczasem ktoś widział Miriam w przejściu metra... czy to aby na pewno była ona? Co tak naprawdę się wydarzyło?
Nie ukrywam, że to było moje pierwsze spotkanie z autorką. Choć widzę, że ma już całkiem niezły dobytek literacki na swoim koncie. Czy to było udane spotkanie? Zaraz się dowiecie...
Początkowo trochę mnie nudziła treść, poznajemy historię z kilku perspektyw... Poznajemy tok myślenia męża, siostry, policjantki, Stana, Floriana... są to perspektywy 6 osób, a powiązanie z tytułem Sześć powodów by umrzeć- musicie już sami znaleźć :)
Później jednak akcja nabiera tempa i zaczyna wciągać. Nie wszyscy bohaterowie są z nami szczerzy. A ja podczas czytanie nie miałam pojęcia kto mówi prawdę, a kto nas zwodzi za nos...Każdy z bohaterów próbuje Nam coś innego przekazać...
Mimo wszystko uważam, tą książkę za udaną. Choć bohaterowie potrafią nieźle namieszać, to przecież taki był tego cel. Czułam się jak w skomplikowanym labiryncie... zawiłe ścieżki, kręte drogi prowadzą nas do rozwiązania tej zagadki. Mnóstwo tajemnic, sekretów... wcale nie ułatwiały mi rozwiązanie tej zagadki. A zakończenie? hmmm... niespodziewane ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz