wtorek, 28 września 2021

Bieszczady mniej znane i makaron po Bieszczadzku

Z uwagi na to, że miałem zawodowo bardzo obciążający rok postanowiłem zresetować się w Bieszczadach, jeszcze bardziej niż zazwyczaj potrzebując izolacji, dlatego wybór padł na jak najmniej schodzone szlaki. Co więcej, postanowiłem nawet przyrządzić danie z lokalnych smakołyków, ale po kolei.

Ostatnio usłyszałem od kolegi, że turystyka górska to rozrywka dla znudzonej klasy średniej, która popisuje się wśród znajomych jak bardzo jest aktywna. Jest to trochę krzywdzące dla pasjonatów gór. Moim zdaniem jest podział na 4 rodzaje turystów pod względem tego co kupują i gdzie jeżdżą :) Oczywiście typów jest więcej, ale tu zastosujemy model uproszczony w odniesieniu do Bieszczad :)
  • TYP I - jeździ głównie w Tatry, a kryterium wyboru sprzętu to cena i kolor (jaskrawy), dzięki czemu niejednokrotnie przepłaca. Uwielbia najbardziej oblegane szlaki. W Bieszczady pojedzie tylko raz do schroniska bez prądu, żeby potem na lunchu w biurowcu pochwalić się, że był na survivalu. Jeśli w górach pada, to żeby nie mieć okienka, przejdzie się w stroju górskim po Krupówkach.
  • TYP II - uważa, że fajne góry to nie zawsze skały. Jeśli kupuje drogi sprzęt, do najpierw robi z niego "doktorat" czego konkretnie potrzebuje. Uwielbia Bieszczady. Chodzi w ciuchach górskich do sklepu, bo innych nie spakował.
  • TYP III - dla niego główna forma turystyki górskiej to narty, a kryterium wyboru sprzętu to cena i wygląd, bo zawsze kupuje wszystko najdroższe i najlepsze. Czasem pojedzie na Morskie Oko lub Śnieżkę. Nie ma gdzie używać górskich ciuchów dlatego jeździ w nich na zakupy do marketu w swoim mieście, gdzie do gór ma trzycyfrową ilość km. O Bieszczadach wie tyle, że są tam złe wilki, które napadają na ludzi oraz nie ma ekskluzywnych hoteli i stoków narciarskich.
  • TYP IV - nie ma nowoczesnych ciuchów górskich, bo są drogie. Wystarczą mu wojskowe buty i flanelowa koszula. W góry jeździ tam, gdzie ma najbliżej, bo uwielbia góry, ale nie zawsze sobie może pozwolić na wyjazdy. Z Bieszczadami ma mnóstwo wspomnień z czasów kiedy był bardzo młody.
Na rozruch poszedł szlak z Jabłonek do Jabłonek. 


Z czego słyną Jabłonki? Z tego, że zastrzelili tam generała Karola Świerczewskiego. Jako, że, delikatnie mówiąc, nie była to zbyt pozytywna postać, jedna z teorii mówi, że zastrzelili go jego właśni współpracownicy, choć oficjalna wersja mówi, że to bojownicy UPA. Generalnie cały ślad po nim został z tego miejsca wymazany. Góra Walter (pseudonim Świerczewskiego) nazywa się już inaczej, a pomnik, który się tu znajdował, został zlikwidowany. Tak czy siak, ten plac, to dobre miejsce, żeby zostawić auto :)



Na początku szlak idzie leśną drogą i trzeba bardzo uważać, żeby nie przegapić gwałtownego skrętu i wejścia pod górę, gdyż sama droga idzie dalej. 


Szlak to typowe leśne pagórki, ale jest też to co Tygrysy lubią najbardziej czyli spontaniczne formy skalne, na które można się wdrapać i zrobić sobie zdjęcie :)


Na koniec trzeba przejść przez bród, na którym jest ustawiona ścieżka z kamieni. Problem w tym, że padające deszcze powodują podniesienie się poziomu rzeczek, a skakanie po zanurzonych kamieniach nie jest dobrym pomysłem, o czym się kiedyś boleśnie przekonałem, dlatego należało przejść bez butów. Szum wody zagłuszył przekleństwa wydobywające się z moich ust, a które były odpowiedzią na temperaturę wody. patent używany przez służby wywiadowcze - aby uniknąć podsłuchania rozmowy odbywają się przy fontannach :)

Uważajcie pod nogi na małych mieszkańców wielkich gór. Tym bardziej, że człowiek to jedyne zagrożenie dla Salamandry Plamistej. Nie mówię tego z jakiejś nadmiernej wrażliwości, ale uważam, że każde ciekawe dzikie zwierzę, które spotkamy w swoim najbliższym otoczeniu wprowadza pewien koloryt do tej szarej beznadziejnej rzeczywistości :)


Będąc w Bieszczadach trzeba jednak odbębnić Tarnicę. Aby uniknąć tłumów można na nią dojść przez Bukowe Berdo. W porównaniu to standardowego z Ustrzyk Górnych, czy najkrótszego z Wołosatego, to ten jest najmniej oblegany. Dopiero pod Tarnicą robi się tłoczno i spotkacie masę wycieczek szkolnych itp. 


Tym bardziej, że idziecie po pięknej połoninie.


Ja wiem, że skalne kawałki kuszą, żeby zjeść tam śniadanie, ale uszanujcie prośbę pracowników parku, bo nie dali jej tam bez przyczyny :)


Prawdziwa perełka Bieszczad to Dwernik Kamień. Trasa mało znana i o tyle ciekawa, że leży poza granicami parku, więc możecie się wybrać tam z psem. 


Jedyny minus, to żeby docenić piękno szlaku, trzeba na niego wejść przy dobrej pogodzie. Za to można tam znaleźć sporo borowików :)


Nie samymi szczytami człowiek żyje, dlatego warto się przejść do wsi Krywe. Można tam dość, a nawet całkiem blisko dojechać szlakiem czerwonym ze wsi Zatwarnica. Droga jest nienajlepsza, ale do pewnego momentu otwarta. Dalej jest zakaz wjazdu, z czego bardziej nie tyle dla samego zakazu, co z rozsądku, bo jeśli tam wjedziecie, to możecie już nie wyjechać :) Idealny pojazd to taki, jaki stoi tam na parkingu.


Szlak prowadzi nas do całkiem dobrze zachowanych ruin Cerkwii, które wyglądają na dalej użytkowane, a później do ruin dworku szlacheckiego, z czego to drugie jest już słabo zachowane i mocno zarośnięte. 
Uwaga na żubry, które same z siebie nie atakują, ale jak podejdziecie za blisko, albo będziecie krzyczeć, to mogą się poczuć zagrożone.


Danie, które przygotowałem pochodzi głównie z lokalnych składników. Głównie, bo jedyne co przywiozłem ze sobą to błyskawiczny makaron gryczany soba, który zawsze kupuję tanio przy okazji tygodni azjatyckich w marketach. Świetna rzecz, idealna na wyjazdy, która bardzo szybko się gotuje. Pozostałe to własnoręcznie zebrane borowiki z bieszczadzkich lasów i pesto z czosnku niedźwiedziego, które możecie kupić niemal wszędzie. Co prawda czosnek jest pod ochroną, ale tylko częściową. Co to oznacza? Oznacza to tyle, że jak wykupicie specjalne zezwolenie to możecie zbierać. Oznacza to też tyle, że możecie posiadać czosnek zakupiony od podmiotu, który takowe pozwolenie posiada. W praktyce oznacza to tyle, że jeśli nie zostaniecie złapani na gorącym uczynku, to możecie produkować pesto bez zezwolenia, co wiele osób robi :)
Takie pesto możecie też sobie zrobić samemu. Po prostu musicie zmiksować liście czosnku niedźwiedziego z olejem.

Składniki:
- makaron gryczany soba
- pesto z czosnku niedźwiedziego
- borowiki

 

Wykonanie:
Grzyby kroimy i podsmażamy. Makaron gotujemy i mieszamy z grzybami i pesto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz