Pączki

Tłusty Czwartek zbliża się wielkimi krokami, dlatego na blogu nareszcie pojawił się przepis na pączki.

Domowe pączki przygotowuję dopiero od jakichś 2-3 lat. Robię je tylko i wyłącznie w Tłusty Czwartek (lub kilka dni przed nim), więc łatwo policzyć, że w wypiekach tego typu nie mam jakiegoś mocnego doświadczenia. Tym bardziej, że przez ten czas zapominam z jakiego przepisu korzystałam i za każdym razem robię inaczej. Pączki tegoroczne wyszły bardzo smaczne i po raz pierwszy udało mi się zrobić im zdjęcie. I choć widzicie dwie różne dekoracje, są to te same pączki różniące się od siebie jedynie sposobem nadziewania. Te w paseczki nadziewane były już po usmażeniu, a te ze skórką pomarańczową, przed. Osobiście bardziej smakowały mi te drugie, ale doprawdy nie potrafię powiedzieć, czy to zasługa wcześniejszego nadziewania czy jednak dodatku skórki pomarańczowej;)

Moja rodzinka bardzo je chwaliła. Nie policzyłam dokładnie ile ich wyszło, ale na pewno kilkanaście (choć moje były dosyć małe). W każdym bądź razie, na drugi dzień wciąż były bardzo smaczne, a to jest jak dla mnie duży wyznacznik sukcesu 😉 Dlaczego więc nie piszę, że to najlepszy przepis na pączki? Bo tak naprawdę tego nie wiem 😉 Podobno ciasto na pączki powinno być luźne i klejące i powinno ciężko się z nim pracować – to takie nie było. Całkiem szybko przestało lepić się do rąk, a ja, aby finalnie było jeszcze lepsze, wyrabiałam je dalej, bo wiem, że drożdżowe im lepiej wyrobione, tym smaczniejsze. I faktycznie smakowały nam bardzo 🙂

  • 550 g mąki pszennej (użyłam typ 550)
  • 50 g drożdży
  • 250 ml ciepłego mleka
  • 100 g rozpuszczonego masła
  • 4 żółtka
  • 50 g cukru
  • szczypta soli
  • 1 kieliszek (25ml) spirytusu

Dodatkowo:

  • marmolada
  • cukier puder
  • sok z cytryny
  • olej do głębokiego smażenia/smalec

Drożdże rozkruszamy do garnuszka, mieszamy z 1 łyżką cukru. Następnie wlewamy 3-4 łyżki ciepłego mleka, mieszamy.

Mąkę z solą przesiewamy do miski. Na środku robimy wgłębienie i wlewamy w nie przygotowane drożdże. Lekko zasypujemy mąką. Odstawiamy na około 10 minut (aż drożdże nieco podrosną).

Następnie do miski wsypujemy pozostały cukier, resztę mleka, żółtka oraz rozpuszczone masło i spirytus. Początkowo mieszamy łyżką, po czym wyrabiamy gładkie, elastyczne ciasto (ja preferuję ręczne wyrabianie, ale można skorzystać ze sprzętu z odpowiednim hakiem. Całość powinna zająć około kilkunastu minut, pomimo tego nawet, że ciasto dosyć szybko przestanie lepić się do rąk).

Gotowe ciasto przykrywamy w misce ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia (do podwojenia objętości).

Wyrośnięte ciasto ponownie krótko wyrabiamy. Dzielimy na równe kawałki (około 60g). I teraz możliwości są dwie. Pierwsza z nich, to formowanie okrągłych pączków i nadziewanie ich po usmażeniu. Druga opcja to rozpłaszczenie każdego kawałka na dłoni, umieszczenie na środku nadzienia (np marmolady), zlepienie i dokładnie uformowanie pączków. Jest jeszcze trzecia opcja, ale nie będę jej Wam tutaj opisywać, bo w moim przypadku nie sprawdziła się ona wcale,

Gotowe pączki układamy na lekko podsypanej mąką stolnicy. Przykrywamy ściereczką. Odstawiamy na około 20-30 minut do napuszenia.

Następnie smażymy na głębokim oleju (lub smalcu) rozgrzanym do 170-175 stopni, na złoty kolor z dwóch stron (oleju powinno być na tyle dużo, aby pączki swobodnie pływały, nie mogą dotykać dna. Warto również cały czas kontrolować temperaturę oleju – jest to kluczowy element w przygotowywaniu pączków).

W przypadku pączków bez nadzienia, nadziewamy je bezpośrednio po usmażeniu, póki są jeszcze ciepłe. Przyda się do tego worek cukierniczy i tylka z odpowiednio długą końcówką.

Usmażone pączki dekorujemy lukrem powstałym z utarcia ze sobą cukru pudru oraz niewielkiej ilości soku z cytryny i odrobiny wrzątku. Dokładnych proporcji nie mam – zawsze robię „na oko”, do odpowiedniej konsystencji.