stycznia 05, 2020

Pomysł na weekend: Puglia

Puglia (Apulia) to region na południu Włoch obejmujący głównie obcas włoskiego bucika oraz rejony na północ od niego. Jego stolicą jest Bari, do którego możemy się dostać dzięki tanim liniom lotniczym. Pod koniec tego roku Ryaniar uruchomił również połączenie do Brindisi (oddalonego o ok 100 km od Bari) i to właśnie tam wybrałyśmy się z koleżankami w listopadzie na cudowny przedłużony weekend. Pora była idealna-poza sezonem, więc nie było tłumu turystów, pogoda nadal dopisywała, w ciągu dnia było ok 18 stopni. Ceny noclegów również nie były wygórowane. Jeśli dodamy do tego przepiękne widoki, urok małych miasteczek i przepyszne jedzenie, mamy przepis na wyjazd idealny :)
Cala Lama Monachile-najpiękniejsza plaża Polignano a Mare

Poniżej przedstawiam gotowy plan naszej wycieczki (opracowany przez Angelę, która jest mistrzem w planowaniu wszelkich wyjazdów) gdyby ktoś z Was miał ochotę na taki wypad.


Dzień 1- Lecimy do Włoch!

Do Brindisi lecimy z Katowic w piątkowy poranek. Mamy ze sobą małe bagaże podręczne, odprawiłyśmy się wcześniej przez internet, więc nie ma potrzeby spieszyć się na lotnisko. Godzina przed czasem w zupełności nam wystarcza. Sam lot ma potrwać 2 godziny, jednak w rzeczywistości trwa około 1,5 godz. więc lądujemy w Brindisi ok 12:00 w południe.
Wita nas piękne słońce i ciepełko, więc jeszcze na lotnisku wskakujemy w lżejsze ciuchy, zarzucamy okulary przeciwsłoneczne i odbieramy wypożyczony samochód (rezerwowałyśmy go online jeszcze w Polsce przez Sicily By Car, na lotnisku dopełniłyśmy formalności i odebrałyśmy klucze).

Prosto z lotniska jedziemy do Monopoli, miasteczka oddalonego o jakieś 10 km od naszego punktu docelowego. Parkujemy w okolicy starego portu i udajemy się za spacer po starówce. Tutaj robią na nas wrażenie wąskie uliczki, kamienne domy, duża ilość roślin na ulicach i domach i wiszące w każdym możliwym miejscu...pranie :)
W starym porcie podziwiamy charakterystyczne niebieskie łódki rybackie i widok na morze. Akurat trwa sjesta, więc nie udaje nam się wejść do żadnej z tutejszych polecanych knajpek. Znajdujemy mały warzywniak, w którym kupujemy lokalne owoce i coś do picia i zapuszczamy się w urokliwe uliczki starówki. Oprócz zwiedzania portu i starówki warto tu przejść się murami wzdłuż morza, zobaczyć Katedrę Maria Santissima della Madia, Kościół św. Teresy, odpocząć chwilę w niewielkim parku.

Późnym popołudniem dostajemy wiadomość, że nasz nocleg został anulowany i musimy znaleźć coś innego. Rezygnujemy więc z czekania na koniec sjesty (i obiad) i wyruszamy do naszego głównego punktu wycieczki czyli Poliganano a Mare szukać miejsca do spania. Mamy farta, bo trafiamy do Tra le Mura, uroczego hoteliku prowadzonego przez bardzo sympatycznego Włocha, położonego w samym sercu starówki, otoczonego piękną roślinnością. Do tego rzut kamieniem od morza. Lepiej nie mogłyśmy trafić :) Nasz pokój okazuje się przytulnym 2-pokojowym apartamentem z kamiennymi ścianami i kominkiem. Mamy też aneks kuchenny i łazienkę. Na kolację wybieramy się do La Locanda Porta Picc - knajpki poleconej nam przez gospodarza naszego hoteliku, która znajduje się tuż za rogiem. Miała to być niewielka rodzinna trattoria, okazuje się jednak elegancką restauracją. Na wejściu kelner wita nas winem musującym, jako czekadełko dostajemy świeże pieczywo z oliwą, zielone oliwki i ciasteczka. Zamawiamy przystawki (burrata-moja miłość <3) i makarony (orechiette-typowo apulijski makaron) oraz lokalne wino. Wszystko jest przepyszne, tutejsze, świeże. Po kolacji wybieramy się jeszcze na krótki spacer po starówce i już nie możemy się doczekać poranka, by zobaczyć to piękne miasteczko za dnia.
Łodzie rybackie w Monopoli

Monopoli

Dzień 2- Piknik na klifie i kamienne domki


Sobota wita nas słońcem i śpiewem ptaków. Równo o 9:00 udajemy się na śniadanie i okazuje się, że zostało ono przygotowane na świeżym powietrzu, na najwyższym piętrze naszego budynku. Wśród opuncji i drzewek cytrusowych. Z widokiem na starówkę i na morze! Czy to nam się przypadkiem nie śni?! Gospodarz przygotowuje dla nas pyszna włoską kawę, a my zajadamy się lokalnymi specjałami (znów burrata <3) i domowym ciastem. Po cudownym śniadaniu wymeldowujemy się, zostawiamy graty w samochodzie i zwiedzamy miasteczko. Ach, jak tu jest pięknie! Miłość od pierwszego wejrzenia. Te wąskie uliczki, kamienne domki... Wszędzie mnóstwo bujnej roślinności. I koty! A te domy na klifach z balkonami wychodzącymi na morze? Chciałoby się tu zamieszkać. Poszukując idealnego tarasu widokowego na sławną plażę Cala Lama Monachile trafiamy przypadkiem do restauracji/baru Aquamarea, z której widok jest idealny. I tak siedzimy sobie popijając kawkę i czekając aż słońce odrobinę się przesunie ukazując najpiękniejszy lazur wody. Robimy milion fotek i ruszamy dalej, na klify. Po drodze kupujemy na wynos kanapki i sałatki w La Pescaria oraz Aperol Spritz w Ristorante Meraviglioso i robimy sobie piknik...na klifie, nad tą piękną lazurową wodą. Ten dzień jest magiczny, wydaje się wręcz nierealny... ale czas się zbierać, kolejny punkt wycieczki czeka!


Po południu ruszamy w stronę Alberobello a w zasadzie do Trulli de Alberobello.
Kolejne magiczne miejsce. Kraina kamiennych domków wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Unesco. Miasteczko wygląda jak z bajki: wąskie uliczki, śródziemnomorska roślinność i małe śnieżnobiałe okrągłe domki ze stożkowatymi dachami. W wielu z nich znajdują się sklepiki z rękodziełem i pamiątkami. Trafiłysmy nawet na sklep z domowymi nalewkami i likierami ;) Niektóre z nich posiadają tarasy widokowe na dachach, na które można wejść po zrobieniu zakupów (wystarczy kupić np. pamiątkowy magnesik).
Klimat tego miejsca jest niesamowity. Domyślam się, że w sezonie musi tu być strasznie dużo turystów, jednak w listopadzie było ich na tyle mało, że można było w spokoju chłonąć atmosferę i zrobić kilka fajnych fotek.
Najlepsze zostało nam na koniec-nocleg w kamiennym domku! Wynajęłyśmy taki prywatny domek położony kilkanaście kilometrów dalej, wśród otoczonych niskimi murkami gajów oliwnych. Trulli Carolli posiadał duży pokój z w pełni wyposażonym aneksem kuchennym, kominkiem, oddzielną sypialnią i łazienką. Jadąc do niego zrobiłyśmy przystanek w pobliskim Lidlu i zaopatrzyłyśmy się w smakołyki i wino na kolację. To była prawdziwa uczta z włoskimi wędlinami, serami i tortellini. W nocy pogoda się popsuła, wiał silny wiatr i lało jak z cebra, ale w domku było tak ciepło i przytulnie, że nikomu nie przeszkadzało jakieś tam załamanie pogody.
Rano odwiedził nas gospodarz i przyniósł kosz (taki prawdziwy kosz piknikowy) pełen lokalnych specjałów: wędlin, serów, domowych konfitur, owoców, jeszcze ciepłego pieczywa oraz świeżo parzoną kawę i herbatę. Idealnie.
Śniadanie z widokiem na Polignano i na morze

Domy na klifach w Polignano a Mare
Uliczki Polignano a Mare

Piknik na klifie w Polignano a Mare

Alberobello

Trulli Caroli, w którym mieszkałyśmy


Dzień 3-Boże Narodzenie w listopadzie i miasto-widmo


Po śniadaniu z koszyczka ruszamy dalej. Następny przystanek -Locorotondo. Nadal trochę pada i jest pochmurno, ale jest ciepło. Na Locorotondo nie mamy żadnego szczególnego planu. Chcemy po prostu pokręcić się po starówce. Okazuje się, że tutaj wszystko jest już gotowe na Święta Bożego Narodzenia. Uliczki są przystrojone czerwonymi łańcuchami i bombkami, co robi niesamowite wrażenie w połączeniu z palmami i bujną roślinnością. Od czasu do czasu pada trochę mocniej, chowamy się wtedy w kościołach lub sklepikach z pamiątkami. Wracając do samochodu trafiamy do kawiarni Gran Caffe, gdzie zamawiamy kawę i mnóstwo małych słodkości. Chcemy popróbować jak najwięcej lokalnych słodyczy (cannoli-moja miłość <3). Za kawę płacimy po 1euro. Słodkości kosztują mniej niż 1 euro za sztukę. Chyba jesteśmy w raju.

Około południa wyruszamy do Ostruni, gdzie rano zarezerwowałyśmy nasz ostatni nocleg (nie rezerwowałyśmy go wcześniej, bo nie wiedziałyśmy gdzie nas ostatecznie poniesie ;)).
Już z daleka widzimy piękne biała miasteczko położone na zboczu wzgórza a za nim zielone gaje oliwne i morze. Widok zapiera dech w piersiach. Miasteczko ma swój urok, te białe domki muszą pięknie wyglądać latem, w słońcu. Pogoda nie poprawia się, jest szaro i mokro, choć nadal ciepło. Trwa już sjesta, więc uliczki są całkowicie wyludnione. Mam wrażenie, że jesteśmy jedynymi turystami w tym mieście-widmo. Przynajmniej nikt nie przeszkadza nam w zwiedzaniu starówki. Wieczorem meldujemy się w naszym miejscu noclegowym i idziemy na kolację do Osteria Monacelle. Okazuje się, że jesteśmy tu jedynymi gośćmi. Jako czekadełko dostajemy coś na kształt naszych rodzimych gołąbków, tylko we włoskim stylu. Zamawiamy pieczone karczochy, makarony, tiramisu i obowiązkowo burratę. Do tego lokalne wino. Znów jest pysznie, lokalnie. Po kolacji wracamy do naszego wynajętego mieszkanka. Spotykamy garstkę ludzi, jednak nadal mam wrażenie, ze miasteczko jest opuszczone. W nocy leje deszcz i wieje, trzaskają nam okiennice. Na moment nawet zabrakło prądu. Wyobraźnia robi swoje, przypominają nam się różne horrory. Na szczęście wino dodaje nam odwagi ;)
Śniadanie w koszyczku w Trulli Caroli
Świąteczne Locorotondo


Ostuni zwane Białym Miastem Apulli

Dzień 4-żegnajcie Włochy, mam nadzieję ze nie na długo!

To już koniec naszej podróży. Rano pakujemy się i jedziemy do Brindisi. Mamy jeszcze trochę czasu, więc zwiedzamy okolice portu. Odwiedzamy Betty Cafe, w której pijemy ostatnie już cappuccino i przegryzamy ostatnie cannoli. Przy okazji kupujemy też pizzę na wynos, którą zjemy już na lotnisku lub w samolocie. Na lotnisku oddajemy samochód i po odprawie udajemy się jeszcze do strefy bezcłowej po pamiątki. Z łezką w oku zajadamy kupioną wcześniej pizzę. Ok 15:00 lądujemy w Katowicach i już planujemy kolejny wyjazd do Włoch. W planach mamy Bari i Materę :)

Podsumowanie wyjazdu:

Dzień 1: przylot, zwiedzanie Monopoli, przejazd do Polignano a Mare
Dzień 2: Polignano a Mare, Trulli di Alberobello
Dzień 3: Locorotondo, Ostuni
Dzień 4: Brindisi, powrót do Polski

Koszty:

Bilety lotnicze z Katowic do Brindisi i z powrotem: 112 zł/os
Wynajem samochodu od piątku do poniedziałku: 45 euro
Paliwo do samochodu: 35 euro
Nocleg w Polignano a Mare: 75 euro za cały apartament za dobę
Nocleg w Trulli: 75 euro za cały domek za dobę
Nocleg w Ostuni: 30 euro za 2-pokojowe mieszkanie za dobę
Kosztów jedzenia nie podaję, bo to zależy od tego gdzie się je, co i ile ;)

Więcej zdjęć z tego wyjazdu znajdziecie na moim instagramie: KLIK.


4 komentarze:

  1. Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniała ujęcia i ciekawie opisane - warto się zapoznać i może wyskoczyć tam na sesję ślubną.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie prowadzony blog, polecę go znajomej.

    OdpowiedzUsuń

Podziel się swoją opinią.

Copyright © 2014 Zawsze głodna , Blogger