środa, 30 maja 2018

Shiitake z makaronem a'la anjin-san

Kolejne plony z mojej hodowli, o której szerzej pisałem już tutaj.
Z racji tego, że na działce wpadły mi w ręce jeszcze inne ciekawe składniki, postanowiłem stworzyć danie inspirowane kawałkiem dobrej literatury.
Nie tak dawno temu, zanim George R.R. Martin w ogóle zaczął myśleć o swojej Pieśni lodu i ognia, w której tak świetnie opisał polityczne rozgrywki w ramach walki o władzę absolutną, została napisana w cale nie gorsza powieść o podobnej tematyce, pod tytułem Shogun. Stworzona została przez Jamesa Clavella, człowieka, który niejako zmuszony został zapoznać się z japońską kulturą. Poznał ją doskonale od, że się tak kulinarnie wyrażę, kuchni, czyli zupełnie innej strony niż uczestnicy targów, czy międzynarodowych wystaw, gdyż był jeńcem wojennym podczas konfliktu zbrojnego na Pacyfiku.
O czym jest ta powieść? Teoretycznie o Johnie Blackthorne, którego postać była wzorowana na Williamie Adamsie, pierwszym Angliku, który dopłynął do Japonii, a dzięki któremu Japonia uwierzyła, że może być morską potęgą. W praktyce, tak samo jak Anna Karenina nie jest tak naprawdę powieścią o miłości, tak tu mamy powieść polityczną. Mamy tu rozgrywki o władzę na świcie ( do czego Japonia dorosła kilkaset lat później), w samej Japonii, a nawet wewnątrz kościoła.
Tu światowy kontekst historyczny. Jako, że po wyskoku Marcina Lutra część europejskich państw odsunęło się od papieża, postanowił on nagrodzić te, które pozostały mu wierne. W swej eurocentrycznej arogancji, podzielił resztę swiata pomiędzy Hiszpanię i Portugalię. Wszystko szło dobrze dopóki przeciwnikami byli dzicy mieszkańcy obu Ameryk. Kiedy jednak napotkano wysoko rozwinięte i waleczne narody na dalekim wschodzie, pojawiły się schody. Siłą nie dało się tu nic wskórać, dlatego trzeba było się ułożyć za pomocą umów handlowych, przy okazji nawracając władców na nową religię, poszerzając wpływy. Było to niezmiernie trudne, bo dla samuraja jest nie do pomyślenia, jak Jezus dał się tak dobrowolnie upokorzyć. Ostatecznie zakończyło się to tym, że ta religia stała się w Japonii zakazana na długi czas.
Oprócz tego Japonia też była teatrem działań walki o władzę. Cesarz pełni funkcję symboliczną, a właściwa władza podzielona jest między kilku regentów. Każdy ma apetyt na coraz więcej władzy, a za tym idą sojusze, zdrady oraz konflikty. Oczywiście należy grać tak, żeby nie wybuchła wojna, która nikomu nie jest potrzebna. 

Anjin to po japońsku pilot - bardzo ważna funkcja na statku, dzięki któremu załoga wiedziała gdzie płynąć i jak tam dopłynąć unikając niebezpieczeństw. Japończycy postanowili tak nazwać Blackthorna, gdyż nie potrafili wymówić jego nazwiska.
Statek, którym przypłynął był pod holenderską banderą, dlatego dorzuciłem tu typowo holenderskiego składnika :)

Składniki:
- mąka
- woda
- płatki tulipanów
- grzyby shiitake
- mąka ziemniaczana
- szczypiorek


Z mąki i wody robimy lejące się ciasto, do którego dodajemy garść płatków tulipana. Smażymy cienkie naleśniki, które następnie kroimy w paski.
Grzyby kroimy i podsmażamy. Dolewamy trochę wody i chwilę dusimy. Łyżkę mąki ziemniaczanej rozpuszczamy w połowie szklanki wody i dolewamy to do grzybów, energicznie mieszajac. kiedy zgęstnieje dodajemy szczypiorku.
Podajemy razem z makaronem z naleśników.


1 komentarz:

  1. Intrygujący przepis. Wygląda ... jako tako, ale myślę, że w smaku może być ciekawe, a to jest najważniejsze :)

    OdpowiedzUsuń