wtorek, 14 listopada 2017

Psi sposób na listopad i placuszki z syropem mandarynkowym

Pączusia, znana też jako Pożeracz Niewinnych Krasnali (kiedy nie było nas w domu, dorwała mojego najnowszego pluszowego renifera i... Ujmijmy to tak: po tym spotkaniu stracił chłopak całą swoją reniferowatość), ostatnio zapałała niesamowicie intensywnym uczuciem do starego swetra C. Właściwie wcale nie jest taki stary; po prostu mój Małżonek najwspanialszy utytłał rękawy kawą (chyba; pewności żadne z nas nie ma) i wrzucił rzeczony sweter do kosza na brudną bieliznę. Ja plam nie zauważyłam, sweter wyprałam w gorącej wodzie... I nie udało się go uratować. Swetra. C. żyje i ma się dobrze, choć został ofukany z każdej możliwej strony. 
Na całym zdarzeniu zyskała Pączusia; dostałą sweter do przytulania. W jej przypadku bowiem w grę nie wchodzą jakiekolwiek pluszowe psie zabawki; wszystkie rozkłada na części pierwsze z szybkością błyskawicy. A ja później muszę zbierać puchate, białe farfocle po całym domu. Powiedziałam więc dość. Sweter okazał się być dużo bardziej odporny na rozrywanie, miętolenie i ciamkanie, a przez to też zdecydowanie ciekawszy. Chodzi więc z nim teraz wszędzie, plącze się jej między łapami, ale w ogóle jej to nie zniechęca. W tej chwili próbuje mi go wetknąć do ust; chyba uważa, że skoro jej gryzienie tak bardzo umila czas, to ja też powinnam spróbować. 
Hmm... W takich chwilach naprawdę się cieszę, że Ptysia i Pączusia są stosunkowo małe; nie wiem, czy z większymi potworami z takim charakterkiem potrafiłabym sobie poradzić...

Chwilę po ósmej obudziły mnie gęste krople deszczu zaciekle zacinające w szyby i dach. Leżałam w łóżku między dwoma ciepłymi, równo oddychającymi ciałkami. Bardzo się cieszyłam, że mogę pozwolić sobie na chwilę nic nierobienia, słuchania deszczu i cieszenia się chwilą. Na co dzień brakuje mi momentów totalnego spokoju i rozluźnienia; ciągle jest coś do zrobienia, do załatwienia, do nie-zapomnienia...
Kiedy już wydostałam się spod kołdry i psów, przywdziałam puchate, różowe skarpetki i gruby sweter, stwierdziłam, że pora na śniadanie. Ale nie takie na szybko, w biegu. Jedyny wolny dzień w tygodniu należy zacząć odpowiednio; celebracja śniadania wydaje się być doskonałym pomysłem.
Przygotowałam więc delikatne placuszki z tartym jabłkiem i syropem korzenno-mandarynkowym. Czyż nie brzmi to wyjątkowo kusząco...? Placuszki wyszły mięciutkie i soczyste, a syrop jest tak aromatyczny, że planuję przygotować większą porcję, zamknąć w buteleczce i dodawać do herbaty w te mroczne, listopadowe popołudnia. Już sam jego optymistyczny, intensywnie pomarańczowy kolor poprawia humor, a jeśli dodać do tego słodki,mandarynkowy smak z korzenną nutą, po prostu trzeba się uśmiechnąć.

Placuszki z jabłkami i syropem korzenno-mandarynkowym


Składniki:
(na około 15 placuszków)
  • 250 g mąki pszennej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 45 g cukru
  • 2 jajka
  • 80 ml oleju
  • 200 ml mleka
  • 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
  • 2 jabłka
syrop:
  • 40 g miodu
  • sok z 3 mandarynek
  • laska cynamonu o długości 5 cm
  • 2 goździki
  • 3 kapsułki kardamonu
  • 1 gwiazdka anyżu
Najpierw przygotować syrop:
miód, sok z mandarynek, cynamon, goździki, anyż i lekko zgnieciony kardamon umieścić w rondelku. Zagotować, zmniejszyć ogień i podgrzewać syrop, aż osiągnie pożądaną konsystencję - około 10 minut.

W tym czasie przygotować placuszki:
Mąkę przesiać z proszkiem, wymieszać z solą i cukrem.
Jajka roztrzepać, dodać olej, mleko i ekstrakt. 
Jabłka obrać, zetrzeć na tarce o dużych oczkach. Dodać do jajek i mleka, wymieszać.
Wlać mokre składniki do suchych, dokładnie wymieszac łyżką.

Smażyć placuszki na rozgrzanej patelni z obu stron na złoto-brązowy kolor.
Podawać polane syropem.

Smacznego!

Ja tymczasem zabieram się do pieczenia; drożdżówka na jutro do pracy nie zrobi się sama...

8 komentarzy: