Przejdź do głównej zawartości

Podwójnie rybne kotleciki

Dzisiaj rybne kotlety. Z chrupiącą skórką na zewnątrz i soczystym wnętrzem. Świetna alternatywa dla zwykłego filetu w panierce, zwłaszcza jeśli lubujemy się w smażonej rybie. Danie zainspirowane jest rozmową z przyjaciółką, która szukała sposobu na zachęcenie dzieci do jedzenia ryb. Wyszperała jakiś przepis i kotlety wyszły... ale były, jak to określiła, nijakie w smaku. Moja wersja to połączenie surowej ryby z odrobiną wędzonej, dzięki czemu rybny smak jest jeszcze bardziej wyeksponowany, a dzięki świeżym ziołom- bardziej wyrazisty. Wypróbujcie.



Do przygotowania 6 kotlecików potrzebujecie:

  • ok. 0,5 kg surowej ryby, ja użyłam mintaja
  • 50 g wędzonej makreli
  • pół pęczka koperku
  • pół pęczka cienkiego szczypiorku
  • 2 jajek
  • czerstwej bułki
  • 1/3 szklanki mleka
  • mąki
  • bułki tartej
  • soli i pieprzu cytrynowego
  • oleju do smażenia
Czerstwą bułkę namaczamy w mleku. Surową rybę kroimy w drobniutką kostkę lub mielimy przez tarczę z dużymi oczkami.
Makrelę pozbawiamy ości i rozdrabniamy.
Koperek i szczypiorek drobno siekamy.
Surową i wędzoną rybę mieszamy z zielonymi dodatkami, wbijamy jajko, dodajemy odciśniętą, uprzednio namoczoną w mleku bułkę, doprawiamy solą i pieprzem (po około 1/3 łyżeczki).
Formujemy kotleciki. Panierujemy je w mące a następnie leciutko osolonym jajku i bułce. Masa jest raczej rzadka, dlatego trzeba to robić delikatnie.
Uformowane kotlety wkładamy na jakieś 30 minut to lodówki- dzięki temu będą bardziej zwarte i łatwiej je usmażymy. Jeśli używacie uprzednio mrożonej ryby, dokładnie ją osuszcie. Jeśli masa będzie zbyt wodnista możecie ją uratować dodając nieco bułki tartej. Smażymy około 3-4 minut z każdej strony. Smacznego.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Piwoniowa konfitura

Im bardziej zagłębiam się w temat jadalnych kwiatków i innych, często nieco zapomnianych darów łąk i lasów, tym bardziej zadziwia mnie, ile roślin marnuje się w naszym najbliższym otoczeniu. No dobrze, może nie marnują się tak do końca, kwiaty w końcu zawsze cieszą oko. Gdy wpadam do wychuchanego i wypielęgnowanego ogrodu moich rodziców, to widzę jak oni drżą i obserwują pytająco- co też tym razem zagarnę do kuchni. Wszystkie moje próby zyskują finalnie aprobatę, także od czasu do czasu faktycznie coś podkradam. Dzisiaj padło na piwonie, które w tym roku kwitną wyjątkowo pięknie. Zrobiłam 2 słoiczki na próbę, a potem to już ile się dało... :)

Makaron z cebulowym sosem czyli pasta alla genovese

Przepis króluje w Neapolu prawdopodobnie od 15-16 wieku. Jest kilka hipotez, co do jego powstania i pochodzenia nazwy. Skąd w Neapolu przepis o nazwie, która kojarzy się raczej z miastem położonym na północy Włoch? Jedna z teorii mówi o tym, że przepis faktycznie przywędrował wraz z kucharzami z Genui. Oba wspomniane miasta stanowiły 2 największe włoskie, współpracujące ze sobą porty. Możemy zatem wyobrazić sobie, że oba te miejsca miały na siebie nawzajem spory wpływ, także pod względem kultury kulinarnej. Inne źródła mówią, że przepis przywędrował nie z Genui a z Genewy, a jeszcze inne, że został stworzony przez kucharza, z krwi i kości neapolitańczyka, którego zwano "o Genoves". Tak czy siak, ten aromatyczny, swego rodzaju sos stał się jedną z najbardziej charakterystycznych potraw regionu Kampania i z całą pewnością każdy, kto odwiedza tę część Italii, powinien choć raz go spróbować. Jest to danie, które porównać można do naszego rosołu, czy bigosu. Wersji przepisu może

Marmurkowe jajka z kminkiem

Kocham sytuacje kiedy kuchnia, tak przyjemnie mnie zaskakuje! Niepozorne danie, a urzekło mnie kompletnie. Podobno wywodzi się z regionu Śląska Opolskiego, no i tradycyjnie przygotowywane było na Wielkanoc. Uważam, że warto spróbować i wpisać na listę ciekawych dań, którymi można zaskoczyć gości. Kminek, który jest tutaj obok jajka bohaterem, lubię bardzo, ale jednak z umiarem. Ten przepis udowadnia, że umiar nie zawsze jest wskazany. Zaskakująco, smakuje nawet tym, którzy za kminkiem nie przepadają!