CUKROWY DETOKS – TYDZIEŃ 1 – PODSUMOWANIE

detoks 1-kopia

mam to na widelcu DETOKS CUKROWY 1 TYDZIEN

 

CUKROWY DETOKS – PODSUMOWANIE 1 TYGODNIA

Biorąc wszystkie za i przeciw przechodzę detoks bezboleśnie z bardzo satysfakcjonującym efektem. Tym, którzy myślą to nie dla mnie, nie dam rady, to zbyt dziwne, mówię: nie ma się czego bać. Jednocześnie nie zamierzam nikogo strofować, nawoływać do zmian. Nikogo nie będę nawracał, ani podkreślał że to rozwiązanie najbardziej optymalne, jakie możemy sobie wyobrazić. Wiem z doświadczenia, jak bardzo nudni potrafią być neofici i jak często popadają w skrajność. Mnie daleko jest do uprawiania psychicznej przemocy w jakiejkolwiek formie… Do rzeczy…

ZA

Zdecydowanie nie jest to zmiana restrykcyjna

Na pewno nie aż tak, jak głodówki na liściu sałaty i szklance herbaty, choć trzeba się liczyć z ograniczeniami. Wychowani w kulturze chleba i ziemniaków wytrwale bronimy ich obecności w codziennym jadłospisie. Chleb ułatwia życie. W przypadku DlMG (Dużego lub Małego Głodu) najszybciej i najłatwiej sięgnąć po kanapkę. W przelocie do pracy wielokrotnie ratują nas piekarenki i ociekające lukrem drożdżówki, pączki czy rogale. Niektórzy nie wyobrażają sobie obiadu bez ziemniaka czy ryżu. A makaronowa uczta? Kto jej nie ulega… A tu szlaban na większość zbóż i oczywiście ryż, makaron, ziemniaki. Trzymając się zasad musimy pominąć wiele tradycyjnych produktów, choć doskonale wiemy, że to właśnie one są naszą pietą achillesową na wszystkich możliwych etapach wszelkich diet. Możemy też zapomnieć o pizzy i plackach, placuszkach, naleśnikach, choć nie do końca bo jest kilka rodzajów ziaren i mąk, które są dopuszczalne. Dlaczego nie ująłem tego w podpunkcie PRZECIW? A dlatego, że mam ściśle określony plan zrzucenia niepotrzebnych kilogramów i wiem, że węglowodany z jęczmienia, pszenicy, żyta czy owsa zniweczyłyby moje starania. Wykluczenie ich  w czasie Detoksu pomaga trzymać mi się w ryzach i odzwyczaja od codziennego faszerowania się wypiekami. Mam nadzieję podtrzymać to wykluczenie (zastrzegam nie w 100%) po zakończeniu detoksowego cyklu. W każdym razie obecnie tzw. wypiek nie ciągnie mnie, nie kusi, nie zatrzymuje i to jest to pierwsze duże ZA.

Brak cukru i słodkiego – nie tylko cukru w czystej postaci, ale słodkich deserów, ciasteczek itd. dla wielu może być próbą ciężką, podobną do skoku na bungee. Na bungee nigdy bym się nie zdecydował, a z brakiem cukru sobie poradzę. Od wielu lat nie słodzę napojów, ale czasowe odstawienie naturalnych soków owocowych było dla mnie trudne. Dopuszczalna woda z cytryną lub limonką to mało słodka sprawa. Cieszy mnie to, że pomimo, że w domu są i czekolada, cukierki, słodkie galaretki, ciasteczka i inne takie pochowane po szufladach pocieszacze, leżą spokojnie i nawet mi do głowy nie przyszło, by po nie sięgnąć. Nie miałem specjalnie ochoty. Brakuje mi natomiast miodu czy sosów azjatyckich do doprawiania sałatek i dań z mięsa. Trudno, na razie się bez nich obejdę. Przez dwa pierwsze dni szukałem tego słodkiego smaku. Oszukiwałem. Zrobiłem dwa – co prawda bez użycia cukru czy innego dosładzacza – desery, ale uznałem, że Detoks to także trening psychiczny. Nie tykam nawet ksylitolu czy stewii. Na stronach o Detoksie cały czas powtarzają, że przyjdzie moment, że organizm zacznie nas szantażować, domagać się słodkiego, rozpaczliwie błagać o cukier, skamleć, poniżać się. Nie zaliczyłem jeszcze tego etapu i mam nadzieję, że mnie to ominie. Przy okazji – jak przy każdej odstawce wyostrzają się zmysły. Mała łyżka wiórków kokosowych czy nawet cytryna potrafią być słodkie. Naprawdę!

Zdecydowanie nabrałem energii. Często w połowie dnia musiałem zaliczyć choć krótką drzemkę, po której budziłem się i zjadałem kilka czekoladek lub kawałek ciasta. Przez ostatni tydzień zasuwałem jak motorek od 7 do 24 i nie dlatego, że musiałem. Mój plan dnia nie uległ zmianie. Nabrałem zdecydowanie więcej energii do działania. Motywacja, by nie zawieść samego siebie też dała mi kopa. Dziś po pracy zaliczyłem mały zgon. Musiałem zregenerować się godzinę i zaległem w drzemce na kanapie (sądzę, że jest to podyktowane niezbyt dobrym snem przez cały ostatni tydzień  – o tym w podpunkcie PRZECIW). Niemniej uważam, że jeśli organizm się tego domaga to ostatnią rzecz jakiej można mu odmówić to sen. Dodatkowo jest mi się łatwiej skupić na zadaniach i ogarnąć więcej tematów, co więcej zacząć je i skończyć. Co prawda nadal brakuje mi na wszystko czasu, ale to nie temat związany z dietą, tylko tak w ogóle – lubię robić wiele rzeczy.

Usystematyzowałem pory posiłków. Stawiam na pożywne śniadanie, niezbyt obfity obiad i lżejszą kolację. Pomiędzy – dwie drobne przekąski. Ponieważ kładę się nie wcześniej niż o północy ostatni posiłek zjadam między 19 a 20, potem już tylko herbata i woda. Po kolacji nie buszuję po lodówce – wcześniej też starałem się tego nie robić, ale czasem diabeł kusił, a przy dobrym filmie wsunąć kawał czekolady czy paczkę paluszków to była frajda.

Czuję się totalnie przefiltrowany. Ilość wypijanej wody robi swoje. Nie mam też problemów innego rodzaju… Pewnie domyślacie się o co chodzi. Toaletę zaliczam regularnie, tylko godzina mi się przesunęła na późne popołudnie. No dobrze – bez szczegółów, ale to ważny element poniekąd.

 

PRZECIW

Detoks opiera się w dużej mierze na mięsie. A ja nie jestem specjalnie mięsny. Zwyczajowo wystarczało mi góra dwa razy w tygodniu. Jestem mięsem nieco przejedzony i w najbliższym tygodniu je ograniczę, bo się wykończę. Dziś w jadłospisie gościła tylko śledziowa sałatka. Reszta dnia nabiał, warzywa. Wiem, że to trochę pozbawione rozsądku – bo jeśli nie węglowodany to co ma mi dać energię? Oczywiście, że białko z mięsa i tłuszcz. A ten też czasowo ograniczę. Na kilka dni przynajmniej. Czuję, że muszę, bo TAAAAAK. Wegetarianie i weganie pewnie się teraz w czoło stukają czytając o moich katuszach i próbach zaradzenia im, ale proszę zrozumcie, nie jestem wegetarianinem, więc i inne mam problemy. Tu wklejam zwyczajowy uśmieszek, tylko literkami złożony, nie z ikonki.

Detoks wymaga sporej kreatywności w kuchni, bo zwyczajowe gotowanie nabiera innego znaczenia, gdy trzeba wyeliminować wiele przydatnych produktów. Oczywiście mógłbym nieco pooszukiwać, ale tak jak pisałem wcześniej – robię to dla siebie, a nie dla kogoś, więc nie ma najmniejszego sensu kłamać samemu sobie.

Picie wody, wody i głównie wody jest dość nudne. Brak soków i słodkich owoców to naprawdę odczuwalny brak. Podobnie jak ograniczenie kawy, którą lubię i piję w nadmiarze, bo jej smak jest mi bliższy niż herbaty. Te ograniczenia dają mi nieco w kość, ale też daję radę.

Nie sypiałem przez tydzień dobrze. Przez brak cukru? Nie wiem. Sen miałem krótki i przerywany. Często się budziłem. Takie okresy złego sypiania zdarzają mi się od czasu do czasu, więc nie wiem czy są związane ściśle z detoksem, czy akurat zaliczyłem kolejny taki okres.

A teraz najważniejsze

SUKCESY!

3,5 kilograma w dół. Wiem, wiem… w tydzień tak polecieć na wadze to niedobrze. Uwierzcie, że jadłem całkiem spore porcje. Nie ograniczałem ilości ani wielkości posiłków. Tłumaczę to tym, że ciało ostro zareagowało na brak pieczywa i słodyczy. Dodatkowo fundowałem mu godzinę sportu codziennie. Przewiduję, że teraz spadki na wadze ustabilizują się i przejdą na normalne   -1 tygodniowo. Do założonego przeze mnie efektu końcowego brakuje mi więc szóstki i połowy i będę już bardzo zadowolony. Czyli do końca lutego powinienem wrócić do niedawnej wagi.

Jedzenie w towarzystwie nie musi być męką. Nawet na mieście,  w barze czy restauracji. Ostatnio w burgerowni poprosiłem o burgera bez pieczywa i keczupu – mięso, pomidory, sałata, ogórki, oliwki. Miła kelnerka wyczuła chyba o co chodzi, bo przyniosła mi całkowicie bezcukrowy sos. Zwyczajowo łyknąłbym też piwo. Wypiłem wodę z cytryną i też żyję.

 

KLĘSKI

Zjadłem łyżeczkę kukurydzy w sałatce. Uznałem, że nie będę robił obciachu i wyciągał w towarzystwie tych nieszczęsnych ziarenek i układał na brzegu talerza.

To tyle na razie w kwestii tego i owego!

Serdecznie&pozdrawiam!

Dodaj komentarz