Polędwica wołowa, psiamać!

Jest mięso i mięso. Ale wołowina wydaje się być czymś więcej niż tylko kawałkiem mięsa. W szczególności polędwica wołowa, którą można jeść surową. Polędwica to dość długi mięsień biegnący wzdłuż grzbietu zwierzaczka i co najważniejsze - dość leniwy mięsień, wykonujący mało ruchu w swoim bydlęcym życiu. Dlatego właśnie jest chyba najlepszą porcją mięsa w całym mięsnym świecie. Kto ją choć raz jadł wie jak delikatna jest, krucha, no po prostu miodzio! Dobra, ma to także swoją cenę i do tanich nie należy - 90 zł za kilogram. Dobra, jest to trochę więcej niż koszt wątróbki drobiowej z dwudziestu kurczaków ale psiamać - warto, oj warto!

Polędwicę wołową wyciągamy z lodówki aby podczas smażenia mięso miało pokojową temperaturę. Mięso przed samym smażeniem doprawiamy solą i pieprzem. Grzejemy małą patelnię z łyżką oliwy. Gorąca patelnia, mięso w ruch. Moją polędwicę (ok. 1,5 cm grubości) chciałem mieć krwistą więc smażyłem mniej więcej 3 minuty z każdej strony. Po usmażeniu ściągamy mięso na deskę aby odpoczęło chwilę. W tym czasie robimy sos - wlewamy odrobinę białego wina na gorącą patelnię - to, co "przywarło" podczas smażenia odejdzie z niej tworząc sos. Na koniec dodajemy łyżeczkę masła. Sos gotowy. Serwujemy. 



Psiamać! Diabelsko dobre!

3 komentarze :

Magdalena Tutkaj Snopczyńska pisze...

Do diaska! Jak możesz robić tak smakowite wpisy o tej porze. To powinno być karalne.

Dawid Furmanek pisze...

Używając zwrotu, którego mnie na studiach nauczono odpowiem - bo tak :P

Anonimowy pisze...

Brawo! Wygląda rewelacyjnie! ... i pewnie właśnie tak smakuje ;)

Prześlij komentarz