SIERPNIOWE ZADUCHY

Jak ja to lubię! To słodkie zaciemnianie materii. Zwodzenie! Obietnice bez pokrycia!
I te popołudnia duszne, senne, zakropione strużką potu.

Tyle razy sobie obiecywałem – nie będę śledził długoterminowych prognoz pogody. Zapowiadano, że już za chwileczkę, już za momencik, temperatury staną się ludzkie, takie do życia. A tymczasem wizja ochłodzenia oddala się. W temacie narzekania na upał jestem typowym malkontenckim obywatelem swojego kraju.

Nie pozostaje mi nic innego jak uzbroić się w cierpliwość. Nadwyżki kresek na termometrze wyjątkowo znoszę nieznośnie. No cóż… skrapiam się wodą, wachluję rośliny na tarasie, spowalniam reakcje… i wypatruję jak kania dżdżu…

W czekaniu pomaga mi butelka mocno schłodzonej wody, obficie napełnionej plastrami ogórka, cytryny i mięty. Przygotowuję nieco wcześniej, wkładam do lodówki na kilkanaście godzin. Wsad maceruje i puszcza smaki. Intensywniejsze niż gdybym to zrobił tuż przed podaniem.

Dodaj komentarz