Kobieta, nie jedno ma imię…Histerektomia

0 Flares Twitter 0 Facebook 0 Filament.io 0 Flares ×

Świat wokół mnie ma różne barwy, nie zawsze są one radosne, kolorowe, bywają tak przytłoczone szarością, że ciężko je przegonić.
Dopiero teraz dojrzałam by opisać swoją kolejną historię, wiem, że moje opisy Wam pomagają
Bycie kobietą, zazwyczaj wiąże się z byciem matką. Nie roztrząsam tu teraz kto jest, a kto nie i z jakich powodów, chodzi mi o całokształt
Miesiączki, hormony, porody.
Jestem matką, mam dwójkę cudownych dzieci, za które poszłabym w ogień.
Urodziłam je naturalnie, prawie terminowo. Syn jako drugie dziecko nieco przyspieszył, co odchorował żółtaczką i pobytem w szpitalu tygodniowym, gdy miał 4 tygodnie. Mieliśmy z mężem niezgodność grup krwi i to chyba zaważyło o tej sprawie.

Badam się od zawsze regularnie. Wizyta 2 razy w roku, usg, cytologia. Wszystko od zawsze pod kontrolą.
Jakie było moje zdziwienie, gdy nagle w  styczniu 2021 roku podczas rutynowej wizyty moja Pani, robiąc USG mówi, a skąd tyle mięśniaków?
Zaniemówiłam na tym fotelu. Ale, że ja?
Ale fakt… często czułam ból w lewym boku, miesiączki jakieś dłuższe o dzień, dwa, bardziej bolesne, obfite…
Okazało się, że mam wysyp jak grzybów po deszczu, w tym 1 większy, naciekający do trzonu. SZOK


Po rozmowie z moją ginekolog ustaliłyśmy diagnostykę, by sprawdzić czy to nic rakowego. Padło jednak hasło>>> to i tak będzie trzeba zapewne usunąć.
Jednakże na horyzoncie w maju miałam już termin operacji w Kajetanach.
Aby to pogodzić diagnostykę zrobiłam w marcu w Bartoszycach.
Jeden dzień przyjęcie, badania, wywiad, na następny dzień na czczo, pigułeczka głupiego jasia, na blok, narkoza, pobudka, odpoczynek i do domu.
Usunęli największy, pobrali próbki, wycinki… pozostało odpocząć i czekać na wyniki.

Przyszły po miesiącu, nie rakowe, ufff…
Skupiłam się na operacji w Kajetanach, która była jedną z największych moich walk…ale to inna historia.
Jednakże brzuch nie dał spokoju. Nie wiem, czy to skutek sterydów, które ładowałam przez lata (na uszy), czemu tak się zadziało, ale było coraz gorzej. Mięśniaki rosły, bolały, odbierały chęci do życia. W całym cyklu czułam się dobrze przez tydzień, zaraz po kobiecych dniach.  Bywały dni, że nie mogłam spać, osłabiona, zmęczona, kobiece dni trwały coraz dłużej. Moja ginekolog powiedziała, że nadchodzi nieuniknione. No i podjęłam decyzję.
Czy bolesną? Mam 2 dzieci, jestem spełnioną matką, 40+…
Mam cierpieć cały czas? Nie! Trzeba podjąć rękawicę.
Termin padł na początek grudnia. Po pierwsze dlatego, że 4 miesiące dochodziłam do siebie po Kajetanach… po drugie, czas świąt, ferii wiedziałam, że mogę zwolnić, wiedziałam, że czeka mnie rekonwalescencja.

W szpitalu spędziłam 6 dni… i były to OGROMNIE CIĘŻKIE DNI
Jeśli sądziłam, że wiele przeszłam, znam ból, to dość porządnie życie mi zweryfikowało mój światopogląd.


Dzień przyjęcia był 7 grudnia wtorek. Cały dzień badań, od EKG, USG, bo rentgen, przyjęta byłam na pokój 4 osobowy, jedna pani wychodziła, druga przyjęta ze mną, a 3 już dochodziła do siebie po tym co czekało mnie.
zostałam zakwalifikowana do Histerektomii czyli usunięcia macicy wraz z jajowodami,
Pod wieczór dostałam 1 lewatywę (OMG!) nie mogłam już jeść, nad ranem- koło 5 dostałam drugą (OMG razy dwa)…
Potem zamontowano mi cewnik moczowy, koło 8… wenflon w łapkę.
Koło 10 zabrali mnie na stół….
Czas po ciężko mi opisać. Pamiętam jak przez mgłę, odzyskałam lekką moc widzenia koło 18, wtedy dopiero byłam w stanie wziąć telefon do ręki i napisać kilka słów do najbliższych. Poza tym spałam wymiotowałam i tak na zmianę.

W kroplówce sączyła się morfina, z brzucha wystawał dren z woreczkiem, siusiu płynęło do woreczka. Zorientowałam się tylko, że jestem w dwuosobowym pokoju, moje rzeczy się przeteleportowały, mam towarzyszkę niedoli obok w takim stanie jak ja….
Aż nadszedł poranek. Brutalny. Przyszły panie pielęgniarki i powiedziały: WSTAJEMY
Ja pierdzielę, że co? Jak kur…!
Ból przy każdym poruszeniu był nie miłosierny, a one każą wstać.
Nie wiem ile to trwało, na bloczek, podparcie, podniesienie się na łokciu, nóżki dyndają z łóżka, wstałam… O kurde… jakie to było trudne! Doszłam do zlewu, by się obmyć z zapachu i resztek wymiocin (tak kochani, po narkozie było kiepsko, a podnieść się nie dało, więc szło na leżąco), zdjąć szpitalną piżamkę, założyć swoją… po 5 minutach czułam, że słabnę, pot oblał mi plecy, czułam zjazd… trafiłam do łóżka.
Cały dzień spędziłam na leżeniu, bólu i walce z nim… o jedzeniu nawet się nie myślało, pić, tylko pić, obserwacja czy sączy się do drena z brzuszka… czy wszystko ok. Każda próba ruchu, kręcenia się okupiona była rozdzierającym bólem brzucha. Tak minął czwartek, zakończony wyjęciem drena.

Do tego zbuntowały mi się żyły…

W piątek kolejny krok do przodu, wyjęli cewnik. Ja pierdziele, jak zrobiło się lepiej, komfortowo od razu… duża ulga! Do czasu…. gdy nagle siusiu chciało się co pół godziny i trzeba było wstać i tuptać do łazienki paręnaście metrów w jedną stronę. To było wyzwanie, ból i wysiłek. Wieczorem dostałyśmy 1 kanapkę…pierwszy posiłek od poniedziałku wieczorem.

To jedno z ładniejszych zdjęć z tego okresu

Ale!
Powiem tak… po usunięciu macicy robi się wolna przestrzeń… no i nasze „flaczki” przesuwają się by ją wypełnić. Po 1 kanapce czułam się pełna, a jedzonko przesuwające się i wszechogarniające brzuch gazy to był koszmar…
Lekarze oczywiście jak usłyszeli o gazach prawie przybili piątkę- wszystko jak należy.

Herbatka szpitalna smakowała jak złoto, hah… serio!

Bardzo bałam się 1 razu na „dwójeczkę”, udało się to jednak w sobotę i nie było tak strasznie…. Jedzenie które dostawałam jadłam po 1/3 i dość…

W niedzielę wyszłam po obiedzie do domu z miesięcznym zwolnieniem i serią 2 tygodniową zastrzyków w brzuch.
Czas w domu był bardzo „powolny” nie robiłam prawie nic… owszem chodziłam, bo trzeba ( ILE MOŻNA LEŻEĆ) , ale nie dźwigałam, nie moczyłam długo, zero ćwiczeń… ranę czułam długo.. po miesiącu zaczęłam masować. Wyniki przyszły, wszystko ok, bez rakotworów, kontrol wykazała, że wszystko dobrze się goi.
Raz miałam małe otwarcie rany na pół cm, wrósł mieszek włosowy i miałam małą gulkę (ropień) pod blizną, która wchłonęła się po 4 miesiącach.
To zdjęcie po miesiącu:


Od marca wróciłam na treningi, ale jak ciężko było wiem chyba tylko ja…
na brzuch nie ćwiczyłam do maja, czyli pół roku.
Co się zmieniło?
Jajniki mam zachowane, więc gospodarka hormonalna działa, co prawda w połowie cyklu brzuch dostaje pierdolca (raz miałam torbiel jak mandarynka),
o bliźnie zapomniałam praktycznie, ale smaruję ją kilka razy w tygodniu.
Przez jakiś czas naklejałam też na nią plaster silikonowy na blizny- super sprawa
Niestety podczas ostatniej wizyty kontrolnej wyszło, iż mam polipy w szyjce… jak nie były, tak się pojawiły. Wróciłam do szpitala niedawno na 2 dni, gdzie się z nimi rozprawili. Czekam na wyniki i wierzę, że w końcu będzie spokój.
Dzieci już mieć nie będę, nie mam krwawień, ale mam życie.
Jestem kobietą, matką, jestem spełniona,
a walczę o swoje zdrowie i o to by żyć.


W dobie nowotworów, chorób trzeba podejmować różne decyzje.
Często trzeba coś zabrać by coś zyskać.
Co dalej? Tego nie wiem. Nie wie nikt.
Kontroluję się.
Kajetany (do końca życia), ginekolog, urolog (kamienie w nerkach), endokrynolog (guzy w tarczycy).
Mam w sobie chorób więcej niż nie jedna 80 latka, ale mam też wolę walki, dzieci i pisząc o moim zdrowiu, wiem, że nie jedna z Was pomyśli o sobie, zbada się, sprawdzi. Kontrolujcie się. Często nie wiemy, że mamy coś. Nie chodzi o doszukiwanie się chorób. Chodzi o to by wygrać życie.

Dziękuję dla Całej załogi oddziału ginekologiczno-położniczego za świetną opiekę i atmosferę, Oksanka, za dzielenie niedoli i Ewuniu za wsparcie w domku i po tym wszystkim.

Print Friendly, PDF & Email
0Shares

Jedna odpowiedź do “Kobieta, nie jedno ma imię…Histerektomia”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

0 Flares Twitter 0 Facebook 0 Filament.io 0 Flares ×