sobota, 18 lutego 2017

Historia szpiegowska

Dawno już nie pisałam o tym, co trzymam na nocnym stoliku, a że ostatnio spotkało mnie bardzo miłe zaskoczenie stwierdziłam, że najwyższy czas nadrobić zaległości w tej materii.

Mieszkając w internacie, z braku zajęć innych niż nauka, siedzenie przed komputerem i wymigiwanie się od najróżniejszych wydarzeń socjalno-towarzyskich, pochłaniam książki w tempie dużo większym niż na co dzień. Nie, żeby zwykłe tempo było oszałamiające... Przy ilości czasu, który spędzam w pracy i samochodzie, doba staje się za krótka nawet na takie drobne przyjemności, jak tych kilka stron przed snem. Teraz więc, gdy mam możliwości, wykorzystuję je, jak tylko się da.

Na miniony tydzień zabrałam ze sobą dwie powieści. Jedną przeczytałam całą i jestem w połowie drugiej. Całkiem nieźle, moim zdaniem; zważywszy, że jestem też już w połowie projektu egzaminacyjnego.

Dzisiaj chciałabym opowiedzieć o tej pierwszej. Jestem pewna, że większość z Was o niej słyszała, pewnie wiele osób ma już tę lekturę za sobą. Ja zabierałam się do niej jak przysłowiowy pies do jeża z tej prostej przyczyny, że choć znam i cenię twórczość Kena Folletta, to jednak kryminały i powieści szpiegowskie nie znajdują się najwyżej na liście moich zainteresować. Tym razem wybrał za mnie przypadek: wyjeżdżając z domu w poniedziałek rano, tuż przed wyjściem przypomniałam sobie, żeby zabrać jakąś książkę. Igła leżała na wyciągnięcie ręki... I znalazła się w torbie.


Mój egzemplarz to wydanie z tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego roku; szara okładka z jednym, czerwonym akcentem. Można by przejść obok niego zupełnie obojętnie; ja patrzyłam z pewną podejrzliwością. Bo czyż może mnie wciągnąć historia niemieckiego szpiega...?
Okazało się, że może. I to do tego stopnia, że na posiłki schodziłam z książką w dłoni (raz nawet prawie spadłam ze schodów, a przecież dawno mi się już takie rzeczy nie zdarzały). 

Bohaterem powieści Folletta jest Heinrich Faber - niemiecki szpieg o kryptonimie Igła, który od kilku już lat działa na terenie Wielkiej Brytanii, przekazując niezwykle istotne informacje. W kilku pierwszy akapitach poznajemy też doktora Godlimana, który przez swojego wuja zostaje zwerbowany do wojska w celu odszukiwania agentów nieprzyjaciela oraz Lucy i Davida, parę, której tragiczny wypadek w dzień ślubu zrujnował życie. I o ile od razu rozumiemy związek Fabera z doktorem, to postacie młodych małżonków i ich losy wplecione w historię szpiegowską intrygują. Jaki bowiem mogą mieć związek mieszkańcy maleńkiej wysepki, zamieszkanej raptem przez cztery osoby, z najważniejszymi wydarzenia wojny rozgrywającymi się w dalekim Londynie...?

Książka wciągnęła mnie od samego początku. Dobrze napisana, porywa czytelnika już od pierwszych stron nieoczekiwanymi morderstwami i zwrotami akcji. I choć, tak jak napisałam wyżej, nie jestem wielbicielem tego typu historii, tu dałam się bez reszty wciągnąć w grę głównych bohaterów. Nie mogłam się doczekać, żeby zobaczyć, jak się to wszystko skończy!
I choć zakończenie mnie usatysfakcjonowało, to jednak żal mi było...

Czego...? 
Przeczytajcie sami.

Igła
Ken Follett
Czytelnik
Warszawa, 1989

3 komentarze:

  1. Folletta bardzo lubię, chyba aż za bardzo nawet:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam ten egzemplarz! I czytałam tę książkę w zamierzchłych czasach. Potem zachwycałam się Donaldem Sutherlandem w filmie zrobionym wg książki.
    Dobra lektura jak większość Folletta:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam czasu na książki, a jeśli już to coś lekkiego np. Bajki na dobranoc

    OdpowiedzUsuń