Korba to nowy ciekawy koncept kulinarny, który ruszył wraz z początkiem grudnia. Początkowo dość po cichu, by później wraz ze styczniowym hucznym otwarciem dobrać się do żołądków wrocławskich łasuchów. Fajne industrialne i minimalistyczne wnętrze oraz dobra lokalizacja w Nicolas Business Center na Św. Mikołaja to zdecydowanie duży plus dla Korby. A jak jest z kuchnią? Dane było mi to sprawdzić i postanowiłem się z Wami moją opinią podzielić.
W Korbie od świtu do zmierzchu
Sama formuła opiera się na trzech konceptach kulinarnych, jak wspomina menadżerka Justyna Matyja, są to: śniadania, lunche i kolacje. Uważam, że szczególnie te pierwsze zasługują na uwagę, bo o śniadanie we Wrocławiu jest niezwykle trudno, zwłaszcza o 7 rano i tutaj Korba wychodzi na przeciw naszym oczekiwaniom, serwując jajka na kilka sposobów, jaglankę, czy świeże pieczywo własnego wypieku. A i co jeszcze! Mają kawę za 4 zł, co uważam, że zasługuje na oklaski, bo czarny napar już dawno przestał być w Polsce sposobem na lans z kubkiem z sieciówki, w której bez urządzeń z symbolem jabłka nie mamy co szukać. Praktycznie w całej Europie można wypić dobrą kawę za około 1€ w biegu do pracy, więc mam nadzieję, że i u nas tych czasów się doczekamy. Powracając do konceptu, po 12 można do Korby wpaść na lunch. Codziennie inny i jak zapewniają ma być podany w kwadrans. To lubię! Ostatnim fragmentem układanki są kolacje z autorskiej karty przygotowanej przez kucharzy z Korby i właśnie te dania miałem okazję ocenić.
Czy ktoś tu ma bzika?
Na punkcie jedzenia na pewno! Bo w Korbie kulinarnie dzieje się dużo. Moim zdaniem trochę za dużo. Karta oscyluje wokół kuchni polskiej, włoskiej, japońskiej i amerykańskiej. Znajdziemy tutaj zarówno lokalne sery z Łomnicy, tempurę, włoskie makarony i antipasti, jak i kaczkę, czy stek wołowy z Black Angusa. W menu lunchowym kucharze też dają międzynarodowy popis ze znajomości kuchni wszelakich. Z jednej strony jest to fajne, bo każdy może znaleźć coś dla siebie. Jednak z drugiej, w czasach, gdy minimalizm w życiu, jak i w kuchni jest jak najbardziej mile widziany, w karcie mogłoby się dziać trochę mniej. Nie dlatego, że nie lubię kuchni międzynarodowej. Ba! Sam jestem żywym przykładem, że królują u mnie bardzo różne dania, ale idąc do restauracji, oczekuję specjalizacji w danym kierunku, czegoś, co pozwoli mi albo odkryć nowy ląd, albo przynajmniej zainspirować się ciekawymi smakami. Dania w Korbie niestety pod tym względem nie zaskakują — wiele z nich bazuje na dość oklepanej kuchni włoskiej, chociaż istnieją także mocne strony. A zatem od początku!
Na przystawki Korba proponuje talerz przekąsek z lokalnymi serami, wyborem fajnych warzyw, wędlin, czy past do pieczywa. To zdecydowanie świetny wybór do lampki wina. Kolejną propozycją są grzanki, które uważam za najsłabszy punkt programu. No cóż grzanka jak to grzanka, może trudno oczekiwać fajerwerków, ale wg mnie brakuje w nich kropki nad „i” (nie licząc może oliwkowej, z pastą przypominającej grubo siekaną tapenadę — jest świetna). Oczywiście mogą znaleźć one swoich zwolenników, którzy wpadną do Korby na piwo, ale ja jednak pozostanę przy serach z Łomnicy. Hitem z całą pewnością są krewetki w tempurze. Świeże, duże i chrupiące, ze świetnymi sosami obok (kabayaki niszczy system). Inne propozycje to carpaccio (jak najbardziej poprawne), faszerowane smardze na pureé selerowo-pietruszkowym (według mnie dość nijakie, chociaż samo pureé jest znakomite) i rewelacyjne boczniaki, pełne smaku umami, podawane również z takim samym pureé. Te ostatnie zdecydowanie zdobyły moje uznanie.
Jako dania główne Korba proponuje dwie lekkie sałatki: jedną z serem rougette, a drugą z grillowanym kurczakiem. Dość proste i smaczne. Zaś dalej są te nieszczęsne makarony. W sumie jeden jest tylko nieszczęsny, bo drugi jest okej. Do tagliatelle al nero di seppia z krewetkami, pak choi i pomidorkami koktajlowymi nie mogłem się nie przyczepić, bo uważam, że to plama na honorze serwować tak przyrządzony makaron. Pominę szczegóły techniczne, bo każdemu zdarzają się drobne potknięcia, ale brak smaku krewetek, znikoma ilość sosu i mdły smak przekreśliły to danie w moich oczach. Jedynym mocnym punktem były pyszne pomidorki koktajlowe, ale nawet one nie potrafiły poprawić sytuacji. Droga Korbo — danie do poprawki! Druga pasta, czyli makaron strozapretti z ośmiornicą i orzechami w sosie serowo-śmietanowym oceniam na plus. Smak może trochę oklepany (ser + orzechy), ale według mnie to świetne połączenie, które nie może się znudzić. Niestety nie udało mi się doczekać na pierś z kaczki, czy steka, więc z pewnością te dwie pozycje muszę nadrobić.
Torba Korba ósme smake
Chyba jakoś tak szła ta wyliczanka z dzieciństwa, która trochę daje obraz tego, co dzieje się w Korbie. Z jednej strony świetne wnętrze, dużo pomysłów, fajna energia i dość niespójna kuchnia, w której można wyliczać słabe i mocne strony. Czy są one dziełem przypadku, jak w wyliczance, czy może akurat na otwarciu komuś powinęła się noga? Tego nie wiem, ale z pewnością zamierzam to sprawdzić, bo widzę w Korbie potencjał i czuję, że potrafią tam gotować. Tylko mam nadzieję, że kucharze, zamiast wędrować palcem po mapie, skupią się na tym w czym są naprawdę dobrzy. Droga Korbo, spraw aby było coraz lepiej! 😉
Korba Kuchnia || ul. Św. Mikołaja 18-20, Wrocław